Szef szkoły jazdy z Poznania od dzieciństwa marzył o podróży do USA, a że to marzenie podzielała także jego małżonka, postanowili, że wcielą je w życie w 2016 roku. Jak się wkrótce okazało, jego zrealizowanie okazało się trudniejsze, niż przypuszczali.
W pierwszej kolejności musieli złożyć wnioski o wizy turystyczne, które udało im się uzyskać właśnie w 2016 roku. Po ich otrzymaniu przyszedł czas na plan podróży. Z entuzjazmem przejrzeli oferty biur turystycznych i szybko stwierdzili, że tego typu wakacje były poza ich zasięgiem finansowym…
Chociaż ta niezwykła historia, którą prezentuje szkoła jazdy z Poznania, ma swój finał we Włoszech, jej pierwszy akt rozegrał się w Niemczech. Cofnijmy się w czasie do 19 grudnia 2016 roku i przenieśmy się do Berlina, na plac przed fabryką, gdzie zawodowy kierowca z Polski imieniem Łukasz właśnie zaparkował TIR-a.
Tam miał rozładować towar i ruszyć w ostatni kurs przed Świętami. Niestety nie dostał zielonego światła na rozładunek. Polecono mu, aby przespał się w kabinie TIR-a i wyładował się nad ranem. Nie pomogły prośby Polaka, który był zaledwie 150 km od domu, gdzie czekała na niego ukochana żona.
Gdy szef szkoły jazdy z Poznania odwiedził Gruzję po raz pierwszy, doznał głębokiego szoku. Jako doświadczony instruktor i kierowca przecierał oczy ze zdziwienia na to wszystko, co działo się na tamtejszych drogach.
Gruzińscy kierowcy wykazywali się większą finezją niż polscy. W zasadzie nie obowiązywały żadne formalne zasady, ale prawo silniejszego. I tak na skrzyżowaniach, jednokierunkówkach czy rondach pierwszeństwo miał ten, kto jechał większym autem.
Jak ważny jest dobry kurs w szkole jazdy w Poznaniu, przekonał się kierowca z Polski, który przeżył chwile grozy. Otóż było już po 23.00, gdy Piotr wjechał ciężarówką w najdłuższy w Niemczech tunel autostradowy w Turyngii, liczący 8 km długości. Na lawecie wiózł dziewięć aut i nic nie zapowiadało dantejskich scen, które chwilę później się tam rozegrały.
Gdy był w głębi tunelu, nagle usłyszał huk, jakby strzeliła opona. Zjechał do zatoczki i sprawdził, co się dzieje. Okazało się, że płonęło koło lawety. Niewiele się zastanawiając, chwycił gaśnicę, którą zdołał tylko przygasić pożar. Chwilę później ogień wybuchnął z nową mocą, kolejno zajmując wiezione na lawecie auta…