Jesienią 2024 roku szef szkoły jazdy z Poznania przybył wraz z rodziną na filipińską wyspę Cebu. Było to 503 lata od dopłynięcia w to miejsce portugalskiego odkrywcy Ferdynanda Magellana, który przyłączył Filipiny do Królestwa Hiszpanii. Co łączy szefa OSK ze słynnym Magellanem? Otóż więcej, niż mogłoby się wydawać…
Wkrótce po przybyciu na wyspę i odsłuchaniu pierwszej Mszy Świętej Magellan wbił drewniany krzyż oraz podarował wodzowi plemienia Zebu figurkę Dzieciątka Jezus. Następnie, w zaledwie kilka dni, przekonał wszystkich przywódców wysp otaczających Cebu do przyjęcia chrztu i podpisania traktatu z Hiszpanią. Tylko wódz Mactanu, niejaki Lapu-Lapu, odmówił protekcji Hiszpanii, na co podróżnik odpowiedział zbrojnie.
Jak się zakończyła bitwa Magellana z Lapu-Lapu? I co ma wspólnego szef OSK z Poznania ze słynnym podróżnikiem? O tym za chwilę. Najpierw podpowiemy, na co zwrócić uwagę, podróżując autem po Filipinach…
Gdy szef OSK przyleciał wraz z rodziną na Filipiny, zamierzał nie tylko poznać kraj, ale także odkryć zasady poruszania się po drogach. Trasa ich podróży wiodła z Polski na wyspę Cebu przez Istambuł, z międzylądowaniem w Manili. Sporą atrakcją okazały się wcześniej wspomniane Krzyż Magellana oraz wielbiona do dziś figurka Dzieciątka Jezus, która znajduje się w bazylice Santo Nino.
Filipiny przez parę wieków pozostawały kolonią hiszpańską, poddającą się chrystianizacji. Obecnie około 83% ludności stanowią katolicy. Jest to bardzo ciekawy kraj, ponieważ na każdym kroku widać wpływy hiszpańskie. Wiele budynków ma typową hiszpańską architekturę, tym samym można poczuć się jak w Europie.
Pod koniec XIX wieku kontrolę nad Filipinami przejęły Stany Zjednoczone, które odcisnęły swoje piętno na tym kraju. W miastach nie brakuje McDonaldów, KFC czy też Burger Kingów. Jest również sporo lokalnych sieci fast foodów zbudowanych na wzór amerykański. Jednym z tamtejszych języków urzędowych jest właśnie angielski, w szkołach króluje koszykówka, a drogami przemieszczają się zarówno stare, jak i nowe samochody produkcji amerykańskiej.
W czasie II wojny światowej Filipiny znalazły się pod okupacją japońską, co także w jakiś sposób wpłynęło na ten kraj. Większość jednośladów, których jest tutaj ogrom, jest produkcji japońskiej. Ponadto samochody z Kraju Kwitnącej Wiśni także cieszą się dużą popularnością. Z kolei tak zwanych japonek używa się jako obuwia do pracy na budowie, w wodzie, na motocyklu, w samochodzie — są one wręcz wszechobecne.
Warto także nadmienić, że w 1946 roku Filipiny uzyskały niepodległość.
Jeśli chodzi o przepisy ruchu drogowego, to przed przyjazdem na Filipiny szef OSK i jego rodzina znaleźli kilka informacji z tym związanych.
Jakie to były informacje?
Które informacje okazały się zaskakujące?
Gdy szef ośrodka i jego rodzina wylądowali na międzynarodowym lotnisku w Mactan-Cebu, skorzystali z transferu lotniskowego, żeby dostać się do hotelu w centrum Cebu City. W tym czasie mogli zobaczyć, jak wygląda komunikacja w mieście.
Pierwszym, co ich zaskoczyło, były pasy ruchu. W wielu miejscach były one wyznaczone przez oświetlenie LED koloru zielonego. Z kolei na skrzyżowaniach były sygnalizacje świetlne. Pomimo nocy ruch był duży, a motocykli i skuterów było zdecydowanie więcej niż samochodów, co akurat w tym rejonie świata nie dziwi.
Rano wyruszyli na pieszą wycieczkę po mieście i — poza dużym ruchem — nic ich nie zdziwiło. Po dwóch dniach postanowili zmienić miejsce pobytu i udali się w głąb wyspy. Do hotelu mieli 113 km, więc wydawało się, że czas podróży wyniesie maksymalnie 2 godziny. Niestety zajęło im to 4,5 godziny samochodem. Okazało się, że trafili na korki spowodowane liczbą samochodów, motocykli oraz niezliczoną ilością trycykli, czyli połączeń motocykla z wózkiem bocznym, służących jako taksówka. Tego typu pojazdy, produkowane metodą chałupniczą, z powodzeniem potrafiły przewozić nawet 8 osób.
Jak się okazało, zdecydowanie szybszym środkiem transportu od samochodu był motocykl lub skuter, dlatego też na resztę pobytu zdecydowali się wynająć ten ostatni. Skuter marki Yamaha o pojemności 125 cm3 okazał się strzałem w dziesiątkę. W tych rejonach świata motocykl jest tylko środkiem lokomocji, dlatego też spotkanie kogoś ubranego w profesjonalny strój motocyklowy czy też kask raczej graniczy z cudem, chyba że mamy na myśli turystów. I tak pomimo obowiązku używania kasków mało kto traktuje to poważnie. Jakby tego było mało, bardzo często można spotkać całe rodziny, np. 4—5-osobowe, jadące jednym motocyklem w obuwiu typu japonki.
Tym, co ich zaskoczyło, była liczba znaków drogowych, a właściwie ich brak. Nieliczne z nich to ograniczenia prędkości (np. do 80 km/h), które stanowiły martwe prawo, gdyż z racji natężenia ruchu osiągnięcie takiej prędkości graniczyło z cudem. Co prawda zdarzały się też inne znaki, np. niebezpieczny zakręt i tak dalej, ale należały one do rzadkości.
Kolejnym szokiem okazała się podróż do miejscowości Dumaguete, która leżała na sąsiedniej wyspie. Aby tam się dostać, musieli przeprawić się promem na wyspę Negros, która sąsiadowała z Cebu. Tamtejsza miejscowość, licząca około 130 tysięcy mieszkańców, była bardzo zatłoczona. W mieście było niewiele znaków drogowych, a na skrzyżowaniach brakowało sygnalizacji świetlnych. W zasadzie pojazdy poruszały się tak jak na skrzyżowaniach równorzędnych, z tym wyjątkiem że z powodu dużego natężenia ruchu ciężko było określić, kto powinien przejechać jako pierwszy.
Wszyscy kierowcy przejeżdżali przez te skrzyżowania intuicyjnie, mając oczy dookoła głowy i jednym ustępując, a na innych wymuszając pierwszeństwo. Dla szefa OSK i jego rodzinki pokonanie tego typu skrzyżowania było nie lada wyzwaniem, a zarazem wiązało się z wielkim stresem.
Po przejechaniu kilkunastu tego typu skrzyżowań przez kilka dni okazało się jednak, że w tym szaleństwie można było się całkiem dobrze odnaleźć. Po kilku dniach stwierdzili, że paradoksalnie brak znaków i sygnalizacji w tak zatłoczonych miejscach potrafi poprawić przepustowość ulic, a dodatkowo przestał wiązać się dla nich ze stresem.
Podczas swoich podróży poznaniacy mieli także okazję przejść przez rutynową kontrolę drogową. Policjanci, którzy ich skontrolowali, okazali się bardzo mili i uprzejmi. Na bazie własnego doświadczenia szef OSK nie może potwierdzić informacji, że wymagane jest tam międzynarodowe prawo jazdy, ponieważ podczas kontroli wystarczyło polskie prawko…
Powróćmy do historii Magellana. Otóż władca Cebu zaoferował mu przed bitwą wsparcie, które wynosiło 1000 wojowników. Niestety dzielny podróżnik odmówił, chcąc zademonstrować, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. I tak kapitan ruszył do boju na plaży Mactanu z załogą liczącą zaledwie 48 osób, naprzeciw której stanęła dzika zgraja licząca 1500 wojowników uzbrojonych w bambusowe włócznie, maczugi lub noże…
Chociaż Magellan zginął w walce, to jego ludzie ruszyli w dalszą drogę i dopięli swego: jako pierwsza załoga opłynęli świat… Co wspólnego ma więc szef OSK ze słynnym podróżnikiem? Otóż łączą ich żądza przygody oraz odkrywanie nieznanych lądów. Na szczęście w dzisiejszych czasach nie trzeba już zbrojnej potyczki, aby zwiedzać obce kraje. Po prostu wystarczą turystyczna pasja i chęć poznania nowych kultur, które - prawdopodobnie - nie są obce kursantom szkoły jazdy "Prawko" z Poznania.
Autor: Cezary Drozdowski
Redaktor: Maciej Bukowski
PS Oto, jak możemy Ci jeszcze pomóc: