Chociaż ta niezwykła historia, którą prezentuje szkoła jazdy z Poznania, ma swój finał we Włoszech, jej pierwszy akt rozegrał się w Niemczech. Cofnijmy się w czasie do 19 grudnia 2016 roku i przenieśmy się do Berlina, na plac przed fabryką, gdzie zawodowy kierowca z Polski imieniem Łukasz właśnie zaparkował TIR-a.
Tam miał rozładować towar i ruszyć w ostatni kurs przed Świętami. Niestety nie dostał zielonego światła na rozładunek. Polecono mu, aby przespał się w kabinie TIR-a i wyładował się nad ranem. Nie pomogły prośby Polaka, który był zaledwie 150 km od domu, gdzie czekała na niego ukochana żona.
Kierowca z Polski poszedł na kebab i zorientował się, że znajduje się w dziwnej dzielnicy. Otóż ta „dziwność” polegała na tym, że nie sposób było tam spotkać rodowitych Niemców… Łukasz poczuł niepokój, tak jakby ktoś go obserwował. Zdążył jeszcze wykonać telefon do żony, a następnie wrócił do ciężarówki.
Było po piętnastej, gdy Łukasz drzemał, a drzwi jego TIR-a się otworzyły i do szoferki cichaczem wszedł Tunezyjczyk, który — stanąwszy nad śpiącym kierowcą — pociągnął kilkakrotnie za spust. Jedna z kul raniła Polaka w głowę, z której wytrysnęła krew…
Kierowca z Polski ocknął się po zmroku. Gdy po cichu się podniósł, za kółkiem TIR-a spostrzegł Tunezyjczyka. Oczom Polaka ukazał się straszny obrazek: oto jego 40-tonowy TIR mknął z dużą prędkością ulicami Berlina prosto w kierunku tłumu ludzi, którzy świętowali na jarmarku bożonarodzeniowym.
Polak ostatkiem sił, osłabiony sporą utratą krwi, przeskoczył na fotel pasażera i chwycił kierownicę TIR-a, aby zapobiec tragedii. Wywiązała się szarpanina, w której efekcie Tunezyjczyk nie wjechał w miejsce, gdzie było najwięcej Niemców, ale skręcił w bok i zarył w stragany, tak że choinka wbiła się w przednią szybę.
Gdy się zatrzymali, terrorysta wyciągnął broń i pociągnął za spust. Polak chwycił się za serce i tracąc przytomność, osunął się na fotel. Tymczasem napastnik, wykorzystując zamieszanie, wyskoczył z TIR-a i zniknął w tłumie.
Jak się zakończyła ta historia? Zanim przeniesiemy się do Włoch, gdzie był jej finał, powiedzmy sobie, jakie warunki panują na tamtejszych drogach.
Jakie maksymalne prędkości obowiązują we Włoszech?
Warto nadmienić, że we Włoszech nawet na autostradach panuje duży ruch pojazdów. Autostrady są bardzo często 6-pasmowe, po 3 pasy ruchu w każdym kierunku. W niektórych miejscach, np. przy dużych aglomeracjach, liczba pasów zwiększa się do 4, a nawet 5 w każdym kierunku. Sytuacja ulega zmianie w południowych rejonach kraju, gdzie autostrady są w dużej części już tylko czteropasmowe (po dwa pasma w każdym kierunku), a ruch na drogach jest zdecydowanie mniejszy.
Autostrady są płatne, a system poboru opłat wygląda tak jak w Polsce, czyli mamy tzw. bramki. W niektórych miejscach płacimy na każdej bramce, podobnie jak na polskiej A2 (Poznań—Konin), a w niektórych pobieramy bilecik i płacimy przy zjeździe za faktycznie pokonany odcinek.
Dojeżdżając do bramek, musimy pamiętać o tym, że niektóre z nich są tylko dla pojazdów mających system opłaty elektronicznej i nie można na nich pobrać biletów. Z kolei na innych można płacić tylko kartą albo kartą lub gotówką.
Dobra wiadomość jest taka, że każda bramka przed wjazdem jest oznakowana i kierowca uzyskuje informacje o formie płatności. W związku z tym, że za przejazd płacimy na bramkach, nie mamy obowiązku wykupywania winiet.
Zacznijmy od fotelików. Otóż przewożenie dzieci, których maksymalne waga i wzrost wynoszą odpowiednio 36 kg i 150 cm, jest dozwolone, ale tylko przy użyciu zabezpieczeń takich jak np. siedziska. Z kolei dla dzieci poniżej 18 kg wagi obowiązkowe są foteliki dziecięce.
Teraz przejdźmy do oświetlenia pojazdu. We Włoszech istnieje obowiązek stosowania świateł mijania lub do jazdy dziennej przez 24 godziny na dobę, ale tylko poza obszarem zabudowanym.
Jak wygląda kwestia opon? Nakaz stosowania opon zimowych obowiązuje wyłącznie w graniczącym ze Szwajcarią regionie wysokogórskiej doliny Aosty. Na pozostałym obszarze zalecane są opony zimowe od 1 listopada do 15 kwietnia.
Oprócz tego na ośnieżonych drogach często występuje nakaz używania łańcuchów śniegowych. Warto wspomnieć, że podczas zakładania łańcuchów mamy obowiązek używania kamizelki odblaskowej i trójkąta ostrzegawczego.
Zacznijmy od tego, że zarówno przepisy ruchu drogowego, jak i znaki drogowe we Włoszech są podobne do naszych, tak więc w zasadzie nie ma problemu z ich zrozumieniem. W istocie polskie prawko jest unijnym prawem jazdy, toteż jest pełnoprawnym dokumentem obowiązującym na włoskich drogach. Tym samym nie jest wymagane międzynarodowe prawo jazdy, które jest wydawane przez wydziały komunikacji na podstawie krajowego prawka.
Liczba samochodów poruszających się po włoskich drogach jest bardzo duża, zarówno w obszarach zabudowanych, jak i na autostradach. Z tego względu przekroczenie prędkości może być bardzo kosztowne, gdyż wysokość mandatu może sięgnąć nawet 880 euro, a jego minimalna kwota za przekroczenie prędkości do 10 km/h to 42 euro. Warto nadmienić, że tolerancja prędkości przy pomiarach wynosi jedynie 5%...
Mimo to na tamtejszych drogach w zasadzie od samego przekroczenia granicy można doświadczyć tzw. południowego temperamentu. Naprawdę trudno dostrzec osoby poruszające się z prędkością dostosowaną do przepisów.
W istocie, jadąc zgodnie z obowiązującymi limitami prędkości, można poczuć się obco w tym kraju. Włoscy kierowcy, napotykając użytkowników dróg, którzy prowadzą niepewnie i wolno (czytaj: zgodnie z przepisami), szybko się irytują, co skutkuje strzelaniem z klaksonów.
Oprócz tego nie można mieć większych uwag do tamtejszej kultury jazdy, która polskiemu kierowcy może wydać się dziwnie znajoma. Otóż poruszając się samochodem po Włoszech, można odnieść wrażenie, że limity prędkości nie obowiązują, podobnie jak w kraju nad Wisłą…
Na plus jest także to, że ludzie są tam raczej bardzo uprzejmi, a w miastach jest dużo parkingów. Opłaty za parking wahają się od 12 do 24 euro za dobę. Paliwo jest trochę droższe niż w Polsce: obecnie kosztuje około 1,75 euro. Przejeżdżając w okolicach San Marino, warto zatankować na tamtejszej stacji paliw, ponieważ zrobimy to jakieś 20 eurocentów taniej.
W powszechnej opinii pokutuje przekonanie, że we Włoszech wszystkie samochody są obite lub obtarte i faktycznie nie sposób się z tym nie zgodzić. Idąc ulicami miasta i oglądając zaparkowane samochody, zaobserwujemy, że około % z nich ma zadrapania lub przetarcia lakieru, które w dużym stopniu są spowodowane znaczną liczbą pojazdów poruszających się po drogach.
Jak już wcześniej wspomnieliśmy, jej finał miał miejsce we Włoszech. 24-letni Ansi, terrorysta z Berlina, sunął włoską autostradą kradzionym autem. Mimo że notorycznie łamał przepisy, nie został zatrzymany przez policję, gdyż wpisał się w lokalny trend.
Tak sobie jadąc, słuchał radia, w którym speaker relacjonował przebieg wydarzeń ze stolicy Niemiec: „Zginęło tam 13 osób, około 70 jest rannych. Jak doniosły służby, prawdopodobnie byłoby więcej zabitych, gdyby nie bohaterska postawa kierowcy z Polski, który próbował powstrzymać terrorystę…”.
Ansi wyłączył odbiornik i resztę podróży odbył w milczeniu. 23 grudnia 2016 roku dojechał do Mediolanu, gdzie zaparkował auto. Ledwie wyszedł z wozu, a natknął się na policyjny patrol. Funkcjonariusze zatrzymali go i poprosili o okazanie dokumentu potwierdzającego jego tożsamość. Zamiast tego Tunezyjczyk wyciągnął pistolet i wywiązała się krótka strzelanina. Chwilę później leżał w kałuży krwi, martwy.
Zagraniczne media przez wszystkie przypadki odmieniały wyczyn polskiego kierowcy, a niektórzy okrzyknęli go najodważniejszym polskim kierowcą zawodowym. Na jego pogrzeb przybyły niezliczone tłumy z prezydentem na czele, a także zjechała się ponad setka ciągników siodłowych, aby kaskadą klaksonów oddać mu hołd. Za kółkiem tych TIR-ów znaleźli się także byli kursanci szkoły jazdy z Poznania…
Autor: Cezary Drozdowski
Redaktor: Maciej Bukowski
PS Oto, jak możemy Ci jeszcze pomóc: